Historia rtęci – od boskiego eliksiru do trucizny

Adam Nowak

Cześć, mam na imię Adam i jestem pasjonatem ptaków oraz przyrody, która je otacza. Od lat obserwuję ptaki w ich naturalnym środowisku. Szczególnie interesują mnie ptaki wodne i ich rola jako wskaźników zmian zachodzących w ekosystemach. Jeśli tak jak ja lubisz wypatrywać mew na niebie, nasłuchiwać tokujących rybitw lub po prostu szukasz wiedzy o ptakach – rozgość się i zostań na dłużej!

Kategorie


Archiwum



Przez wieki rtęć była dla ludzi czymś więcej niż tylko pierwiastkiem chemicznym. Fascynowała alchemików, leczyła choroby, a nawet… miała dawać nieśmiertelność. Dziś wiemy, że to jeden z najbardziej niebezpiecznych metali ciężkich. Jak doszło do tej przemiany?


Rtęć w starożytności – dar bogów?

Już w starożytnych Chinach rtęć (zwana wtedy „żywym srebrem”) była traktowana jako święta substancja. Według zapisków z III wieku p.n.e. cesarz Qin Shi Huang, pierwszy zjednoczyciel Chin, spożywał eliksiry zawierające rtęć w nadziei na osiągnięcie nieśmiertelności. Efekt? Prawdopodobnie właśnie przez te mikstury zmarł… w wieku 49 lat.

Również w starożytnym Rzymie i Grecji rtęć była używana jako składnik leków i kosmetyków, a także do wydobywania złota i srebra z rud – praktyka ta zresztą przetrwała do XX wieku.


Alchemicy i „kamień filozoficzny”

W średniowieczu i renesansie alchemicy uważali rtęć za jeden z trzech podstawowych składników materii (obok siarki i soli). Wierzyli, że dzięki niej można stworzyć kamień filozoficzny – substancję zdolną przemieniać metale w złoto i zapewniać wieczne życie.

To właśnie z tego okresu pochodzi wiele receptur zawierających rtęć – od maści leczniczych po substancje „oczyszczające ciało i duszę”. Niestety, zamiast uzdrawiać, często powodowały one drżenie rąk, uszkodzenia mózgu i inne objawy zatrucia.


Rtęć w leczeniu kiły i w kosmetykach

Jeszcze w XIX wieku rtęć była popularnym „lekiem” na kiłę. Pacjentów poddawano kuracjom maściami rtęciowymi lub oparami – w nadziei na uzdrowienie. Skutki uboczne? Zatrucia, wypadanie zębów, a niekiedy śmierć. Nic dziwnego, że lekarze mówili wtedy z przekąsem: „Kuracja rtęcią trwa dłużej niż sama kiła.”

Co ciekawe, do połowy XX wieku rtęć stosowano także w kosmetykach, np. w kremach wybielających i tuszach do rzęs – dopiero późniejsze badania wykazały, że substancja ta może uszkadzać skórę, nerki i układ nerwowy.


Od magii do nauki – nowa świadomość zagrożenia

Dopiero odkrycia z XX wieku, takie jak katastrofa w Minamacie, skłoniły świat do poważnego podejścia do toksyczności rtęci. Obecnie pierwiastek ten jest objęty międzynarodową kontrolą (Konwencja z Minamaty), a jego zastosowanie jest ściśle ograniczane.

Jednak mimo to – rtęć wciąż krąży w środowisku. Znajdujemy ją w osadach dennych, rybach, ptakach wodnych, a czasem nawet… w domowych apteczkach (np. w starych termometrach i kremach z nielegalnego importu).


Co z tego wynika?

Historia rtęci to ostrzeżenie, jak niebezpieczna może być substancja uznawana przez wieki za cudowną. Dziś już wiemy, że jej obecność w przyrodzie trzeba monitorować, a kontakt – ograniczać do minimum.